środa, 12 czerwca 2013

Pierwszy raz

Zawsze  się czegoś bałam. Najczęściej było to jednak zrobienie czegoś nowego. Niekiedy ten strach przeradzał się w paraliżujący działanie lęk. Do tej  pory pamiętam jak płakałam, kiedy mama jeszcze przed zerówką uczyła mnie pisać, a ja nie wiedzieć czemu, tak bardzo bałam się, że mi nie wyjdzie literka "k". Jak już poszłam do szkoły niestety na każdym kroku musiałam robić coś po raz pierwszy, co w dalszym ciągu przyprawiało mnie o stres. Z kolei w pracy co chwila robili szkolenia do nowych projektów, przed którymi nijak nie dało się uciec. Uciekałam jednak jak mogłam przed pracą na tych projektach, trzymając się kurczowo "punktu startowego". 
Wszystkie dotychczasowe "pierwsze razy" dotyczyły bezpośrednio mnie. Teraz jednak wkroczyłam na nieznane wody macierzyństwa i właściwie każda minuta jest nowością, co chwila muszę podejmować nowe, nieznane mi dotąd działania. Pierwsze wzięcie na ręce mojego bąbelka, pierwsze karmienie czy pierwsza kąpiel. Pierwsze zostawienie tygodniowego Patryczka na pół dnia pod opieką babci mogę zaliczyć do wydarzeń prawie ekstremalnych. Bałam się również pierwszego spaceru, bo nie wiedziałam czy mały będzie dużo płakał, co się okazało bezpodstawne, bo on raczej lubi jeździć wózkiem. Bałam się też, pierwszej wyprawy samochodem, a to również okazało się na wyrost, bo spał całą drogę. Jest jeszcze wiele rzeczy, których się boję zwłaszcza teraz, kiedy sprawa nie dotyczy tylko mnie. 
Dziś jednak patrząc na mojego bąbelka, kiedy jechałam samochodem, uświadomiłam sobie, że te moje lęki są prawie zawsze na wyrost i tylko niepotrzebnie dokładam sobie stresu. Niestety nadal będę skazana na różne nowości, ale muszę przyznać, że wiele radości daje ich przezwyciężanie. Tak więc kolejnym moim celem jest wyjście do ludzi i odświeżenie życia towarzyskiego, oczywiście razem z moim małym mężczyzną. W najbliższych dniach odwiedzę, którąś koleżankę. Albo wyjdę na spacer bez względu na nastroje malucha. Najwyżej zmieniać będę pieluchy w plenerze i będę siedzieć z cyckami na wierzchy go karmiąc, czego oczywiście też się boję. W końcu jakoś muszę wrócić do normalności...
Tak w ogóle dzisiaj mój skarb kończy miesiąc. Sama nie wiem kiedy to zleciało. Tak naprawdę coraz lepiej odnajduję się w tej nowej roli i przyznam się, że napawa mnie wielką dumą gdy ktoś się za nami ogląda lub zatrzymuje z uśmiechem, a w tle słyszę "jaki śliczny" lub coś w tym stylu. Pomimo wszystko raczej fajnie jest być mamą. Bynajmniej do tej pory ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)