poniedziałek, 3 czerwca 2013

Gdy nadejdzie godzina "zero"

Mój poród uzmysłowił mi jedną rzecz: nie ważne jak bardzo bym chciała mieć coś pod kontrolą i działać zgodnie z założonym wcześniej planem. Gdy przyjdzie już TEN moment i tak wszystko potoczy się po swojemu. Mój przypadek określiłabym, że wszystko poszło nie tak. No prawie wszystko, bo urodziłam wspaniałego zdrowego syna-czyli właściwie chociaż to, co najważniejsze.
Po pierwsze-chciałam rodzić z własną akcją. Żadnego wywoływania. Niestety z racji tego że byłam już po terminie, a skurczów brak, trafiłam na oddział i podłączono mi oxytocynę. Nie chciałam żeby mnie przebijali, jednak tym też mnie uraczono. Jednak wyboru szczególnie nie miałam, skoro wody zaczęły zielenieć.
Po drugie-cesarka to było ostatnie czego pragnęłam . Bałam się niesamowicie nie samego zabiegu, ale późniejszej  rekonwalescencji i faktycznie nie było kolorowo, ale jakoś żyję :)
I po trzecie-z racji tego że mam fobię na punkcie kłucia igłami, nie chciałam znieczulenia zewnątrzoponowego. Jednak z racji zaistniałej sytuacji nie miałam również wyboru.
Pomimo że nie było tak jak sobie wcześniej założyłam, chyba się cieszę z takiego obrotu sprawy. Tak logicznie patrząc, mogłoby być mi ciężko wypchnąć na świat takiego dużego brzdąca. Poza tym to i tak lepsze niż miałabym męczyć się godzinami ze skurczami i dopiero by podjęto decyzję o cięciu. W moim przypadku zdecydowali stosunkowo szybko. Jednak ponad wszystko najważniejsze było bezpieczeństwo mojego bąbelka...

1 komentarz:

  1. wszystko dla tych których chętnie teraz by się schrupało a później chwilami żałuje że się tego nie zrobiło ;) powodzenia kochana

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)