piątek, 11 kwietnia 2014

Gdy tyłek przestaje się mieścić w lustrze...

Dziś postanowiłam poruszyć temat, który od jakiegoś czasu jest mi bardzo bliski. A więc odchudzanie. W życiu KAŻDEJ kobiety co najmniej raz pojawia się myśl, a nawet ambitny plan, żeby coś zrobić ze swoją sylwetką. Sprawa zazwyczaj przedstawia się jeszcze mniej kolorowo w momencie, gdy kobieta staje się mamą. Wiadomo przecież, że ciąża jest dużym obciążeniem dla organizmu, w tym figury. Do gry wchodzi również gospodarka hormonalna. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, wygląd często pozostawia wiele do życzenia...
W moim przypadku nadal pozostało mi wiele zbędnych kilogramów, które w dużej mierze są wynikiem zaniedbania. Z ręku na sercu przyznam, że źle i nieregularnie się odżywiałam. Moje posiłki niekiedy ograniczały się tylko do jednego dziennie, a bardzo często zamiast normalnego jedzenia zapychałam się słodyczami, chipsami i fast foodami. Tak było po prostu łatwo, szybko i wygodnie. Dodatkowo w ciąży przyzwyczaiłam się, że jako ciężarnej wszystko wolno-miałam smak na słodkie to jadłam nieograniczone ilości.
Któregoś pięknego dnia doszłam do wniosku, że koniec tego dobrego. Przygotowania do ślubu ruszyły, a waga zamiast ruszyć wskazówką w dół to szła w górę. Tak więc od 24 lutego przeszłam na dietę z wagą 76 kg przy wzroście 170 cm? Prawda, że nieźle? Jako że moje wcześniejsze doświadczenia z dietami kończyły się marnymi efektami, tym razem postanowiłam zmienić taktykę. Wcześniej mój zapał i motywacja wystarczały na maksymalnie tydzień i głównie sprowadzało się to do głodówek. Tym razem postanowiłam na racjonalne odżywianie. Jem mniejsze porcje a częściej. Nadal piję dużo wody. Zrezygnowałam ze słodyczy i tłustych rzeczy (choć kilka razy niestety już zgrzeszyłam). Jem znacznie więcej warzyw i owoców oraz tylko chude mięso. Przestałam smażyć, teraz gotuję i duszę, a czasem piekę.
Właściwie od razu zaczęłam widzieć różnicę. W ciągu pierwszego tygodnia schudłam ponad 1 kg. Wtedy właśnie włączyłam do mojej walki z wagą hula hop. Sporo się naczytałam, że właśnie takie kółko świetnie działa na talię i brzuch, więc postanowiłam sprawdzić to na własnej skórze.Początki były trudne. Na początku moje kręcenie sprowadzało się bardziej do skłonów, gdyż nijak nie potrafiłam ogarnąć tej sztuki. Ale mogę się już pochwalić, że jest o wiele lepiej- kółko raczej samo nie spada (chyba że za bardzo kombinuję), potrafię z nim chodzić do przodu i do tyłu, obroty w obie strony, półprzysiady, a od wczoraj też podskoki. Nabawiłam się też pięknych siniaków. 
Jak je zobaczyła moja mama, to się w głowę stukała, że nienormalna jestem, że sobie taką krzywdę robię. Moja determinacja jednak nie gaśnie przez kilka głupich siniaków.Gdy do domu wrócił M. po 2 tygodniach to usłyszałam komplement, że znacznie mniej wyglądam jakbym była w ciąży. Hula hopem kręcę codziennie 20 min.-1.5h łącznie i na dzień dzisiejszy efekty są super. Kiedy ćwiczę? Najczęściej albo w trakcie dziennej drzemki i wieczorem gdy już zaśnie lub normalnie w dzień, z tym, że umieszczam go w huśtawce. Jakby nie było zderzenie z cięzkim kołem mogłoby stanowić zagrożenie dla malucha, ale i mi nie pozwala się skupić na ćwiczeniu gdy mały ktoś wisi na nodze ;) Tak więc sposoby jakieś są, tylko trzeba mieć chęci do ćwiczeń.Udało mi się też zmotywować kilka osób do kręcenia, co bardzo mnie cieszy. W końcu jakiś mój pomysł komuś się udzielił :) 
Postanowiłam jednak jakoś jeszcze wspomóc moje odchudzanie i wpadłam na necie na coś takiego jak L-karnityna w żelu firmy BingoSpa. Podobno wspomaga spalanie tłuszczu i ujędrnianie skóry. Tak więc również włączyłam ten specyfik do mojej walki z wagą, tym bardziej że zauważyłam u siebie utratę jędrności zwłaszcza na brzuchu. Czy coś to pomoże? Nie wiem. Ale spróbować nie zaszkodzi. Jeśli chodzi o sam żel to zapach ma strasznie intensywny-pachnie jak maść typu Wicks, jednak po rozsmarowaniu szybko znika. Gdy się go wetrze w skórę to pozostawia chłodzące uczucie przez jakiś czas (ja zamówiłam z wyciągiem z zielonej herbaty, więc nie wiem jak jest z tą zwykłą). Jest też dosyć wydajny więc zakładam, że 500 ml opakowanie na długo mi starczy- naprawdę niewielka ilość jest potrzebna do smarowania. Żel ten ma jeszcze inny minus. Gdy się wchłania, robi się lepki na skórze, ale jak już wyschnie jest wszystko ok.
Na dzień dzisiejszy pozbyłam się 4.5 kg. W planach mam zamiar dojść do 60 kg, ale jak to wyjdzie, okaże się w praniu. I tak jestem dumna z dotychczasowych postępów. Chcę również żeby mój mały Książę był dumny że ma sexy mamę, a M. sexy żonę...

Na koniec jeszcze pokażę Wam jak było i jak jest. Może nie jest to najlepszy widok, ale uwierzcie że się staram. 







8 komentarzy:

  1. Ja jestem słaba pod tym względem :( nie potrafię dotrzymać obiecanego sobie słowa, że w końcu zaczynam ćwiczyć i kończę ze słodyczami :( ciężko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyno ja też jestem człowiekiem słabej woli. Ale to chyba właśnie silna motywacja mnie nadal trzyma w ryzach. Życzę Ci, żebyś i ty znalazła w sobie wystarczająco mocny bodziec do działania :)

      Usuń
  2. Super! Oby tak dalej... ciekawe czy mi udałoby się kręcić hula hop przy Anetce, pewnie najlepiej by mi to wyszło jakby spała... Ja też jestem na diecie i wiem, że mamą na pewno jest trudniej, choćby dlatego że przy dziecku trudno jeść regularnie i tak jak niektórzy radzą pół godziny po przebudzeniu zjeść śniadanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zalecam jedzenie posiłków zaraz po tym jak maluch coś zje. U mnie tylko ten system się sprawdza, inaczej ciężko by było pilnować jedzenia ;)

      Usuń
  3. no no no laska sie robi z mojej Natki:) musze M bardziej zmotywowac zeby zakupil mi magiczne koleczko:):) MAKARA

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla takich efektów chyba warto przetrwać te siniaki. Chyba rozważę kupno tego hula hop, no i oczywiście przejście na dietę... choć z tym u mnie na prawdę ciężko...

    OdpowiedzUsuń
  5. Super efekty, mam nadzieję, że mi też się uda schudnąć po porodzie:) jak narazie przytyłam 20 kg a to dopiero 30 tydzień ciąży :(
    Pozdrawiam
    http://swiat-mimi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też nie potrafię wziąć się w garść i zacząć systematycznie ćwiczyć :) po 3 dniach ćwiczenia mija mi już zapał :D

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)