poniedziałek, 21 października 2013

Pan Ząbek

W czasu od ostatniego posta znów zmieniło się bardzo wiele. Właściwie nadal nie mogę się nadziwić jak to jest, że choćby jeden dzień robi tak wielką różnicę w rozwoju takiego małego człowieczka. Znów miało miejsce kilka nowości i przełomów z czego jak na kochającą mamusię przystało, jestem niesamowicie dumna.
Po pierwsze Patrynio W KOŃCU zaczął przekręcać się na brzuch. Gdy któregoś dnia dokonałam tego odkrycia, łzy w oczach mi stanęły. Do tej pory już nawet zaczął się pojawiać chochlik, który szeptał do ucha, że może jest z nim coś nie tak, a tu taka niespodzianka. Nadal jednak nie chce się przekręcać z brzucha na plecy i nawet nie myśli próbować! Gdy leży na brzuchu to ładnie się bawi przez jakiś czas, byle nie za długo. Potem zaczyna marudzić, bo nie wpadł na pomysł że może po prostu poleżeć na płasko bez zadzierania głowy. Wtedy zaczyna się wkurzać, bo już mu pozycja nie pasuje. Gdy ja próbuję mu choćby delikatnie pomóc i pokazać jak to się robi to denerwuje się jeszcze bardziej, bo on by wszystko chciał sam. Ehh te moje dziecię jest niekiedy naprawdę charakterne, ale nie ma się co dziwić. Ja w pożyciu jestem chyba jeszcze trudniejsza. 
Właściwie nie mogę na niego szczególnie narzekać poza tym "samosiowaniem". Ani nie cierpiał na kolki, ani nie dopadały go żadne skazy czy uczulenia. Nocki już właściwie ładnie przesypia, trafiają się nawet nocki po 11-12h i w dzień z drzemkami dajemy radę. Jest jeszcze jedna rzecz z której się niezwykle cieszę. Jego prawie bezproblemowe ZĄBKOWANIE. Już jeden ząbek się pojawił a drugi jest w drodze. Zawsze, gdy słyszałam hasło ząbkowanie, kojarzyło mi się to z wybitnie nieprzespanymi nocami, gorączkowaniem i strasznym płaczem. Nas do tej pory wszystko to omija. Jedyne co ma miejsce to jego częste marudzenie i apatyczność. Tym bardziej jestem mile zaskoczona. Pierwszy ząbek dał o sobie znać w środę, kiedy to zaobserwowałam zgrubienie na dziąsełku i delikatnie odznaczający się kształt "nowego przybysza". W czwartek już był bardzo dobrze wyczuwalny pod palcem i koleżanka, która u nas była, potwierdziła, że już się przebił. Drugi ząbek choć jeszcze nie jest widoczny, wiem, że już się czai do wyjścia- jego zaważyłam w piątek, więc zobaczymy jak długo to potrwa. Tak na wszelki wypadek jestem zaopatrzona w znieczulacze, ale jednak mam nadzieję, że nie będzie konieczności ich używać.
Właśnie w czwartek była u mnie koleżanka Gosia z córką Ulą. Jedna z dwóch dziewczyn, które miałam okazję poznać dzięki naszemu majówkowemu forum . Kawałek czasu sie nie widziałyśmy tym bardziej fajnie było się spotkać. Ostatnim razem jak widziałam Ulcię, była takim jeszcze malutkim bobaskiem, a teraz to już całkiem spore i bardzo komunikatywne dziecię. Miło było się spotkać i podzielić wspólnymi spostrzeżeniami, podobieństwami i różnicami. Mam nadzieję, że jednak uda nam się spotkać w trójkę razem z naszymi pociechami. Póki co widzę się albo z jedną albo z drugą.
Tak poza tym chyba mnie dopada jakieś przemęczenie lub chandra jesienna. Z Marcinem w ostatnim czasie prawie cały czas się kłócę. I to właściwie na ten sam temat-wciąż niezałatwiona sprawa chrzcin oraz "zastój" (bynajmniej ja to tak postrzegam) w naszym związku. Już pisałam o mojej frustracji dotyczącej tego, że pomimo tego, że jesteśmy ze sobą od 6 lat, nadal jesteśmy tylko parą. W końcu ile to można ciągnąć ten sam temat, walczyć stale z tymi samymi argumentami?? To naprawdę przykre i boli... Właściwie chyba powinnam się cieszyć, bo już nieco temat drgnął i jakoś nawiązuje się dialog w tym temacie, ale widzę, że nadal do podjęcia działań jest daleko.
Poza wczorajszymi chmurami burzowymi w moim związku, dzisiaj dopadła mnie kolejna fala "wrażeń" . Odwiedziłam najpierw babcię. Już kiedyś wcześniej o niej pisałam, że jest dosyć ciężką osobą w pożyciu ze względu na wyjątkowo rozwiniętą zdolność do krytykowania i obgadywania innych kiedy ona się uważa za ideał nieskalany żadnym błędem i wadą. Potem spotkałam się z mamą i poszłyśmy do niej. Jednak nie posiedziałam tam nawet 30 minut bo tak się pokłóciłyśmy. Wkurza mnie to, że całe moje życie próbowała ustawiać według własnego planu i teraz nadal chce to robić  tylko, że bardziej delikatnie, "w białych rękawiczkach". Teraz na wątrobie leży jej kwestia ślubu i chrztu i kręci się, żeby coś w tym temacie zrobić. Tak więc kilka dni temu dzwoniła do Marcina mamy, bo ubzdurała sobie, że trzeba pomóc. Wkurzyłam się, bo przecież to są chrzciny MOJEGO syna a nie jej a jeśli będę pomocy potrzebowała to dam znać. W ten sposób poczułam się jakby uważała mnie za jakąś ułomną. W trakcie kłótni poszły jeszcze wypominki za "stare dobre czasy" tak więc nie wróżę szybkiego dojścia do porozumienia. 
Gdy wróciłam już do domu popłakałam się z tych nerwów, bo już mam wszystkiego serdecznie dosyć. Jednak na ratunek przyszedł mi mój mały książę, pomimo że biedulek był już bardzo zmęczony. Chyba wyczuł, że mamie jest gorzej, bo starał się, skutecznie z resztą, poprawić mi humor. Cały czas mnie zaczepiał i do mnie "gadał", dosłownie, aż się trząsł. I za każdym razem gdy na niego spoglądałam, on się śmiał jak jeszcze nigdy do tej pory. I jak tu go nie kochać... Właściwie już nie raz się przekonałam, że mogę być nie wiadomo jak zła lub po prostu źle się czuć, ale wystarczy spojrzeć w te jego błękitne oczęta i na ten bezzębny uśmiech i czuję się, jakby całe zło tego świata pryskało jak bańka. Liczymy się wtedy tylko on i ja. MY :D











sobota, 12 października 2013

5 miesięcy

Dzisiejszy dzień jest na swój sposób wyjątkowy. Patryś kończy dziś 5 miesięcy. Nadal bywają momenty, że nie wierzę, że jestem mamą i mam tak wspaniałego i kochanego synka. Ehh jak wiele się zmieniło odkąd jest na świecie. Mam wrażenie jakbym stała się zupełnie innym, szczęśliwszym człowiekiem. Jednak z drugiej strony przerażeniem ogarnia mnie to jak szybko czas leci. Jeszcze niby nie tak dawno mój rytm przebiegał od piątku do piątku. A teraz od jednego poranka do drugiego. Tym bardziej mnie to przeraża, gdy pomyślę, że mój mały wielki skarb jest coraz starszy i moment kiedy przestanę go karmić piersią zbliża się coraz większymi krokami. Ja naprawdę nie chcę przestać go karmić. Ktoś, kto tego nie robił nie zrozumie jak wyjątkowe są to momenty dla matki. Tworzy się wtedy pewnego rodzaju intymność, której nie da się z niczym innym porównać. Najchętniej "zamroziłabym" go w tym momencie życia, w którym jest teraz. Później już może nie być tak poza tym taki grzeczny i kochany jak teraz.
Właściwie w ostatnich dniach mam wrażenie jakby coś go trapiło. Jest jakiś taki marudny i bawi się z mniejszym zapałem. Dzisiaj nawet przespał prawie cały dzień, z drobnymi przerwami na jedzenie i na zabawę. W sumie było mi to na rękę, bo mogłam naprawdę sporo posprzątać, ale z drugiej strony takie jego zachowanie daje mi do myślenia. Obawiam się, że może to ząbki się zbliżają, ale staram się to jakoś od siebie odsuwać. Tak myślę, że jeśli po niedzieli nadal będzie jakiś taki dziwny to przejdziemy się do lekarza. 
W ostatnim czasie jakoś moja blogowa działalność kulała, ale muszę przyznać, że przez ten czas Patrynio poczynił pewne postępy w rozwoju. A więc zaczął się bardziej intensywnie przewracać na boki i nawet dało mu się wylądować na brzuszku. Z brzuszka na plecy też już zaczyna wychodzić. Dodatkowo zaczął się zmieniać jego sposób mówienia. Teraz już nie ma "gguuugu" a jest "babum" i "mama" Wiem, że jeszcze nie są to świadome słowa, ale usłyszeć z ust własnego dziecka coś takiego, jest naprawdę wielkim doznaniem.









Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)