środa, 28 sierpnia 2013

Kryzys

Dzisiejszy dzień pod względem atrakcji był po prostu wybitny, a wcale się tak nie zapowiadał. Wczoraj umówiłam się z Sylwią i Filipkiem na dzisiaj na spacer. Oczywiście jak zwykle nie mogłyśmy się rozstać, bo cały czas jakiś temat był, a i chłopaki wykazali się wyjątkowym zrozumieniem i zachowywali się- właściwie cały czas spali. Ja nawet zaczynałam podejrzewać, że znów ktoś mi syna podmienił, bo nigdy tak nie sypiał. W każdym razie, byłam z tego tytułu bardzo szczęśliwa. 
Byłyśmy nawet w Pepco i kupiłyśmy po talerzyku dla naszych maluchów-w końcu trzeba się powoli przygotowywać na ten wielki moment jakim będzie rozszerzenie diety. Ja dodatkowo przyszalałam i kupiłam jeszcze kilka ubranek dla mojego Księcia. Gdy nasze spotkanie dobiegło końca, postanowiłam odwiedzić jeszcze babcię. Tam również Pysio był bardzo grzeczny i kochany - ładnie się bawił, rozmawiał i śmiał się. Po prostu uwielbiam, gdy ma taki humor.
W drodze do domu zaszłam jeszcze do sklepu - w końcu trzeba raz na jakiś czas kupić do lodówki. I tu zaskoczyłam samą siebie. Ni z tego ni z owego zapakowałam do koszyka również zupki dla Pysia. Sama nie wiem co mnie podkusiło. Jak teraz o tym wszystkim myślę to mam wrażenie, że robię podchody jak na Dziki Zachód. Nie wiem kiedy spróbujemy nowego jedzonka, bo nadal jakoś mnie to lękiem napawa, ale TEN Dzień na pewno nastąpi wkrótce :)
Jednak powrót do domu nie był już tak bajkowy. Z racji tego, że Patryś marudził dałam mu cycka i szybko się z nim uwinął. Potem to już była masakra. Jak "impreza" zaczęła się po 16 to skończyła się przed 20. W tym czasie były minutowe tylko przerwy kiedy nie płakał, a właściwie się darł. Już nie mowa o tym, żeby zasnął! Próbowałam wszystkiego-bujałam i woziłam na bujaczku, przystawiałam znów do piersi, nosiłam na wszystkie znane mi sposoby, podawałam po kolei zabawki, masowałam dziąsełka... To wszystko przynosiło tylko chwilowe rezultaty. Poza tym za każdym razem, gdy próbowałam go odłożyć, miała miejsce jeszcze większa furia. Od tego ciągłego płaczu tak się zapowietrzał, ze co chwila ulewał. Przed 20 jak go zaczęłam nosić "na samolocik", w końcu zaczął się uspokajać. Chwilę potem wrócił Marcin i uszykował mu kąpiel. Gdy go wtedy rozbierałam był już jak inne dziecko-zadowolony z życia i pogodny. Po kąpieli szybko zjadł i jeszcze prędzej zasnął. 
Marcin oczywiście stanął na wysokości zadania, bo bardzo mi pomógł. Widząc w jakim byłam już stanie, skoczył dla mnie po Karmi i uszykował wspaniałą pachnącą kąpiel. To było bardzo miłe z jego strony. Już mi nieco lepiej po tych popołudniowych przebojach, jednak nadal się zastanawiam co było tego przyczyną...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Sweet dreams...

Usypianie dziecka jest kolejnym zadaniem, jakie stoi przed rodzicami i wbrew pozorom wcale nie jest łatwe.
Nigdy nie wiadomo jak długo to będzie trwało. Dzisiejszy wieczór należał do kolejnego rekordu, niestety w tą niefajną stronę. O 20 wzięliśmy go do kąpieli i zasnął dopiero sporo po 22. A co robił przez ten czas? Właściwie wszystko inne byle nie spanie. Najpierw wszamał obydwa cycochy, potem odbekając, zalał Marcinowi całą koszulkę plus podłogę, a potem kawał czasu maltretował swojego przyjaciela-pieska maskotkę, intensywnie z nim dyskutując. W końcu stwierdził, że jest na tyle zmęczony, że może łaskawie zasnąć, ale jednak z cyckiem w dziąsełkach. Tak więc udało się! Uff!!! 
A wszystko mogło być tak pięknie, gdyby nie moja głupota. Po prostu mądra mamusia, gdy tylko synek zaczął marudzić ok. 19, zamiast go jakoś przetrzymać do 20 lub wziąć już wtedy na kąpiel, postanowiła zrobić maluszkowi drzemkę. Tak więc teraz takie tego kwiatki. Jednak mam nadzieję, że z racji późniejszego pójścia spać, również później się obudzi, tym samym pozwalając mi się względnie wyspać. 
Jednak nie mogę pod tym względem narzekać. Noce nie są takie tragiczne. Teraz właściwie robi już jedną nocną pobudkę. Jeszcze niedawno wyglądało to w ten sposób, że pobudka była ok 5 a potem o 7, a teraz robi ok 3 a następna ok. 8. I co może być wielkim zdziwieniem potrafi już ok. 8 h przespać! Właściwie jeszcze jak był w szpitalu to potrafił wykazywać tą umiejętność do przyzwoitego spania, oczywiście pod warunkiem, że udało mi się go przystawić do cyca skutecznie :)
Kilka dni temu z kolei miał miejsce inny rekord. Usypianie zajęło jakieś 15 min. Najpierw kąpiel, potem jeden cycek, a drugi to już poszedł na szybkiego na dobicie. Wystarczyło wtedy porządnie umęczyć szkraba gimnastyką i zabawami wszelakiego rodzaju. Gdyby każdy wieczór mógł tak wyglądać... Teraz pozostaje mi mieć jak zwykle nadzieję, że dzisiejsza noc upłynie w miarę spokojnie, bez dodatkowych atrakcji :)
Z nowości i postępów, chciałam się znów pochwalić. Moje kochane maleństwo wczoraj zaczęło bujać się na boki. Jedna z koleżanek forumowych podsunęła sposoby na maluszkową gimnastykę i wychodzi na to, że są już tego jakieś rezultaty. Aż nie mogę się doczekać, kiedy mój mały zbój będzie sam się swobodnie turlał na brzuszek i z powrotem :D

środa, 21 sierpnia 2013

Na speedzie

Od wczoraj mam wrażenie jakby mój szkrab był na speedzie lub coś w tym stylu. Coś mu się w tą malutką główkę wbiło, że on spać w dzień nie będzie. Tak więc wczoraj przespał łącznie może z pół godziny a dziś jakoś nie wiele więcej. A co robił w tym czasie gdy nie spał? Właściwie wszystko. Albo się rozglądał, albo urządzał sobie dyskusje-jak nie ze mną to z jakimiś przedmiotami w zasięgu jego wzroku albo maltretował swoje zabawki. Muszę przyznać, że w tym wszystkim był naprawdę pocieszny. Więc w czym tkwi problem? A w tym, że we wszystkich tych swoich aktywnościach upominał się o mnie. Gdy zauważał, że mnie nie ma gdzieś obok, zaczynał marudzić i płakać. Niestety, ale za każdym razem kiedy widzę w jego oczkach łzy, pęka mi serce. Tak więc chcąc, nie chcąc, byłam towarzyszką jego zabaw, które są naprawdę fajne. Choć znów jestem totalnie wypompowana, jestem szczęśliwa. Radość rozpiera mnie od środka za każdym razem kiedy widzę jak się uśmiecha, a robi to bardzo często: kiedy pojawiam się przy nim po chwili nieobecności, kiedy spojrzę na niego, gdy on się we mnie wpatruje, kiedy zaczynam z nim rozmawiać i wygłupiać się... Takie przykłady mogłabym mnożyć w nieskończoność. Dzisiaj na przykład tak się bawiliśmy przed kąpielą, że nawet się śmiał na głos. Wystarczyło go trochę pokąsać w szyjkę, stópki i po boczkach. Strasznie mu się spodobała nowa zabawa: ja leżę na plecach, podkulam nogi i kładę go na brzuszku na łydkach i podnoszę tak nogi do góry. Fascynowało go, że mama raz jest bliżej, raz dalej. Tak się biedny zmęczył, że karmienie po kąpieli trwało ok. 15 min. tylko. Jednego cycka wszamał, a drugim się tylko dobił. Chyba częściej będę musiała go tak "męczyć" . Swoją drogą taka zabawa to i dla mnie super aktywność, na którą nigdy bym się nie zmobilizowała wcześniej. Teraz z kolei siedzę i okupuję kompa przed snem i stwierdzam, że coś jest mi za spokojnie. Już tęsknię za kolejnym dniem kiedy będziemy mogli razem się powygłupiać.

Tak wogóle w ostatnim czasie stwierdziłam, że macierzyństwo działa na mnie zbawiennie pod jeszcze jednym aspektem. Do tej pory cierpiałam na stany depresyjne od wielu lat. Naprawdę miałam już dosyć  swojej egzystencji i bardzo miałam ochotę ze sobą skończyć. Kiedyś nawet próbowałam, ale się nie udało. Czułam się bez wartości i nikomu nie potrzebna. Teraz jednak jest inaczej. Choć niekiedy naprawdę jestem na coś zła lub nie mam po prostu humoru, wystarczy, że spojrzę na mojego Skarba. Gdy wpatruje się we mnie tymi swoimi błękitnymi oczami i czeka na moje słowo lub gest, wszystko co złe się oddala. Sama się wtedy mimowolnie uśmiecham. Poza tym teraz mam dla kogo żyć. Mam poczucie, że dla Niego nikt nie jest tak ważny jak ja. A ja z kolei mam cel, żeby uczynić Go tak szczęśliwym jak ja nigdy nie byłam...

sobota, 17 sierpnia 2013

Rudziaszek

Wczoraj była u mnie moja mama. Właściwie to nie moim była gościem tylko Patrysia. Mnie właściwie nigdy nie odwiedzała dopóki mały nie przyszedł na świat. Ale nie o tym chciałam dziś napisać. Tak naprawdę chciałam się pożalić na coś co sprawiło mi sporą przykrość. Otóż mama przyznała się, że ostatnio odwiedziła moją babcię i podobno ta zrobiła jakiś przytyk jakobym miała się czego wstydzić, że mój synek ma rudawe włoski. A ja się pytam - co w tym jest powodem do wstydu??? Może się to nieco dziwne wydawać, że zarówno ja jak i narzeczony jesteśmy blondynami a dziecko nie, ale bardziej niepokojące mogłoby się wydawać gdyby miał inny kolor skóry. A do tego nigdy by nie doszło, bo zbyt bardzo kocham mojego M. żeby chodzić na boki. A ja się nawet cieszę, że Mały jest rudziaszkiem, bo sama lubię ten kolor i przez jakiś czas takie właśnie miałam włosy. Może nie marchewkowe ale czerwone.
Do tej pory odwiedzałam babcię raz na jakiś czas, jednak nie za często, bo z wiekiem klepki w głowie zaczęły jej się przestawiać i zaczęła być coraz bardziej nieznośna. Każdemu potrafi jakąś łatkę przypiąć tylko ona jest bez skazy. Choć jest jaka jest niekiedy starałam się zacisnąć zęby i przymknąć oko na jej debilizmy, ale na tym się chyba skończy. O ile jestem jeszcze w stanie przetrawić abstrakcyjne komentarze na temat pozostałych członków mojej rodziny a nawet o mnie, o tyle mojego syna krzywdzić nie pozwolę. Jest najukochańszym dzieckiem jakiego mogłabym zapragnąć, a to że ma złote włosy nie jest nawet jakimś "defektem"! Choć może to i mała rzecz i błahostka, dotknęło mnie, że ktoś może mieć z takim czymś problem.
Postanowiłam sobie, że pójdę do niej w najbliższych dniach. Jednak jeśli zobaczę choćby cień, że coś jej "nie leży", powiem jej co o niej sądzę i na tym się skończy nasza znajomość. Mój mały osaczek zasługuje na wszystko co najlepsze, a ja jako matka będę to egzekwować. Nie pozwolę, żeby ktoś patrzył na niego z wyższością z tak idiotycznych powodów jak  cholerny kolor włosów!!!

A tak zmieniając temat, chciałam się jeszcze pochwalić osiągnięciem mojego małego mężczyzny. Prawie usiadł bez mojej pomocy ! Było to na działce, kiedy sobie grillowaliśmy. Ja siedziałam na krześle z oparciem i wzięłam go do siebie na kolana. Rozłożyłam się na oparciu tak aby maly był w pozycji prawie leżącej. W pewnym momencie on uniósł głowę i z wielkim wysiłkiem zaczął się podnosić. Próbowałam go nakłonić, żeby jednak się położył i się nie przemęczał, a on się na mnie wkurzać zaczął. Jestem z niego strasznie dumna, chociaż fajnie by było żeby się najpierw w końcu nauczył przekręcać na boki i na brzuch :P Ale jak nie kochać takiej kruszyny?

wtorek, 13 sierpnia 2013

3 miesiące

Wczoraj był wielki dzień-Patryś skończył 3 miesiące! Gdy tak nad tym się zastanawiam to naprawdę nie wiem gdzie ucieka ten czas. Niby dopiero co się urodził... Już nie przypomina tamtego malucha, którego widziałam po raz pierwszy. Teraz stał się znacznie bardziej kontaktowy: potrafi przez długi czas dyskutować po swojemu, trzyma kontakt wzrokowy i potrafi "wymuszać" zwrócenie uwagi na siebie. Umie również pociesznie bawić się zabawkami, właściwie je maltretuje biorąc je w rączki i pchając do buzi lub kopiąc swoimi małymi nóżkami. Coraz chętniej leży na brzuszku, chociaż to w dużej mierze jest efektem maty i lusterka. Potrafi także podciągać się przy mojej pomocy do siadania.

Kilka dni temu spotkałam koleżankę z liceum ze swoją 4-tygodniową córeczką. Dziwnie było spotkać takiego maluszka i porównać ze swoim. Wczoraj z kolei razem z Patrysiem odwiedziliśmy kolegę Filipka i jego mamę Sylwię. Miałyśmy właściwie trochę pospacerować, ale jakoś tak wietrznie było i wylądowałyśmy u niej. Oczywiście testowaliśmy filipkowe zabawki-bujaczek z wibracjami cieszył się zainteresowaniem, jednak nie tak jak stojak edukacyjny. Mały tak przebierał stópkami że mało co tego sprzętu nie rozniósł :D Sylwia była zaskoczona, że mój łobuz tak szybko tą "technologię" rozgryzł-trzeba się ruszać i kopać żeby grało :D Ale byłam z niego dumna :)))



Z racji tego, że skończył 3 miesiące, dostał również ode mnie grającego misia. Właściwie tego nie przewidywałam, ale gdy byłam w sklepie-misio do mnie "przemówił". Mały go bardzo polubił, więc dodatkowo postanowiłam uwiecznić to fotkami :)










piątek, 9 sierpnia 2013

Po drugiej stronie lusterka

Wczoraj dotarła do nas mata edukacyjna, którą zamówiłam. Przyznam szczerze, że zaczynam ją uważać za bardzo udany zakup. Malutkowi podobają się zabaweczki i bardzo chętnie je "maltretuje". Nastąpił również postęp w kwestii leżenia na brzuszku. Dzięki lusterku , które jest dołączone Pysio zainteresowany podnosi się i zaciesza do tego gościa po drugiej stronie. Ahh jak miło patrzeć jak on się tak bawi... Tak właściwie się zastanawiam czy kupując mu zabawki większą radość ma on czy ja, ale chyba korzyść jest obustronna :) Poza tym z racji tego że Pysiul ma teraz więcej do "roboty", więcej czasu mam też ja :D
Dzisiaj w końcu się nieco schłodziło. Po wczorajszym piekielnym dniu (temperatura dosłownie taka była) stanowi to prawdziwą ulgę dla mnie a zwłaszcza dla Patrysia. Wczoraj zaliczył wlaściwie 3 drzemki trwające mniej niż 30 min. Dziś dla odmiany przysypia co chwila i choć nie trwa to długo to jednak zawsze coś:)

Tak wogóle ostatnio rozmawiałam ze swoją mamą. Powiedziała mi, że ona i nie tylko dziwi się że tak dobrze sobie radzę. Chodzi podobno między innymi o to, że sama wszystko ogarniam i nikogo o pomoc nie proszę. Ja osobiście nie uważam, żebym sobie ze wszystkim dobrze radziła. O ile z samym maluchem sobie wzglednie radzę, o tyle wszystkie pozostałe rzeczy nadal pozostają w tyle. Nadal ciężko mi wygospodarować jakikolwiek czas na jakieś sprawy domowe, a już nie mówię o sobie samej. Jeśli chodzi o proszenie o pomoc... hmm niestety nie mam w zwyczaju tego robić. Już dawno nauczyłam się, że najlepiej wszelkiego rodzaju sprawy, które dotyczą mnie, muszę rozwiązać samodzielnie. Jednakże miło mi, że tak mama o mnie myśli i uważa że jestem wspaniałą mamą dla Patrysia.













środa, 7 sierpnia 2013

Kiedy płyną łzy...

Jak właściwie każda matka, nie cierpię kiedy moje małe szczęście płacze. Kiedy coś takiemu maleństwu się dzieje to aż serce się kraje i łzy same się do oczu cisną. Dzisiejszy dzień niestety należy do tych gorszych za sprawą szczepień, na których dzisiaj byliśmy. Rano Pysiek miał humor miał świetny. Śmiał się i dyskutował-aż miło było popatrzeć. W tej nieszczęsnej wyprawie towarzyszył nam M. Dobrze, niech i ojciec się trochę poudziela ;) W drodze do przychodni malutek najpierw się trochę pobawił a potem zasnął. W przychodni był bardzo grzeczny-obserwował co się dookoła działo, bardzo interesowały go małe dzieciaczki. Coś czuję że mi mały, towarzyski osobnik rośnie :))) Jako że oczekiwanie trochę trwało, zaczął się nieco niecierpliwić, więc sobie troszkę pocyckowaliśmy. Tak więc do zabiegowego weszliśmy w świetnym humorze-mały zaczął zagadywać i śmiać się do pielęgniarki i lekarki, aż i one zaczęły zacieszać do niego. Przy pierwszym wkłuciu zapłakał tylko trochę, jednak przy kolejnych dwóch to już była masakra. Miałam ochotę chwycić go i jak najszybciej stamtąd uciec. Tak mi go było żal. Na pocieszenie po całym zabiegu dostał drugiego cycka i jazda.  W drodze bardzo szybko zasnął, w sumie tak jak ostatnio. Tak więc nawet zrobiliśmy nieco zakupów, bo w lodówce to już się pingwin ślizgał. Przy okazji kupiłam u nową grzechotkę, bo taki był dzielny oraz nakładkę i żel do masowania dziąsełek. W domu się trochę pokręciliśmy aż w końcu całą trójką poszliśmy spać. Niestety tak po 14 zaczął się cyrk. Mały nas obudził takim płaczem, że aż i mi się płakać chciało. Właściwie nic nie pomagało: cyca nie chciał wcale, w bujaczku sztywniał, a na rękach nie wiele lepiej. Jak go przewijałam, widziałam jak łezki lecą ciurkiem z tych małych kochanych oczek. Po godzinie udało mi się podłączyć go do jedzenia, ale nadal marudził. Zdrzemnął się nawet nieco w bujaczku, ale zauważyłam że nadal mu coś spać nie daje. Jako że stwierdziłam, że temperatura mu rośnie,podałam czopka jak już miał prawie 38 stopni. Jako się okazało, bardzo szybko mu to pomogło i samopoczucie uległo poprawie. Teraz jest znowu marudny, ale to już z powodu zbliżającej się pory kąpieli :)
W tym wszystkim jedno co było fajne to patrzenie jak M. jako dumny tatuś prowadzi wózek z własnym synem. W przychodni też go trzymał na rękach i go zabawiał. A w zabiegowym  też starał się w czymkolwiek pomagać. Pomocny był zwłaszcza w domu jak nadszedł kryzys. Niby to taka błaha rzecz, a jednak tak wiele znaczy. W końcu nie ja sama jestem światem dla naszego maluszka :)))

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Integracja

Dzisiaj razem z Patrysiem mieliśmy gości. Odwiedziła nas jedna z forumowiczek, która mieszka też w naszym mieście - Sylwia razem z synkiem Filipkiem. Fajnie tak czasem spotkać w realu kogoś kto przechodzi w danym momencie przez to samo. Tym bardziej znajomości zawarte na forum wydają się prawdziwe. Do kompletu brakuje jeszcze tylko jednej forumowiczki z córką, wtedy to wogóle byłoby świetnie.Filipek jest od Pysia młodszy o 5 dni i kochany z niego pulpecik. Jednak jak się okazało niewielka jest różnica między naszymi chłopakami jeśli chodzi rozmiary-mój waży 7 kg a Fifi 7,300.  Pierwsze "starcie" okazało się bardzo zabawne. Chłopaki gdy siebie zauważyli, zaczęli się do siebie uśmiechać, choć sprawiali również wrażenie jakby nie bardzo wiedzieli jak się w tej sytuacji zachować. Potem jak na małych mężczyzn przystało-jeden zajął się tv a drugi komputerem :D Oczywiście to zapoznanie postanowiłyśmy uwiecznić fotkami i mam nadzieję, że będzie więcej okazji do takich spotkań :)











niedziela, 4 sierpnia 2013

Cycki na pokaz

Jakiś czas temu trafiłam na jednym z forum na zagorzałą dyskusję na temat karmienia piersią w miejscach publicznych. Przyznam szczerze, że nigdy bym nawet nie pomyślała, że może to wywoływać tak skrajne emocje. Pamiętam, że sama zanim jeszcze urodziłam, czułam się nieco skrępowana i zakłopotana siedząc w towarzystwie karmiącej piersią koleżanki, ale miałam również świadomość że jest to codzienna czynność dla takiego malucha. Dla niektórych jednak ludzi z niewiadomych powodów jest to niezwykle gorszący widok.
Wielu użytkowników forum porównywało publiczne karmienie do wypróżniania się, co jest co najmniej nie na miejscu. Nikogo przecież nie dziwi jedzenie np. hamburgera na przystanku, to czemu pożywianie się przez malucha jest w ten sposób traktowane? Niekiedy naprawdę ciężko jest znaleźć odpowiednio ustronne miejsce w szybkim czasie i do tego nie zawsze się przewidzi kiedy dziecko zgłodnieje. Raz karmienie wystarczy na 3 godziny a czasem tylko na pół i weź człowieku bądź mądry. Rozwaliła mnie wypowiedź jednej osoby, że jej nastoletni syn był świadkiem karmienia piersią. Szczerze mówiąc jestem przekonana, że ów nastolatka ten widok nie ruszył tak bardzo jak jego matki-z pewnością na necie widział już nie takie rzeczy. Niestety widok obnażonej piersi kojarzy się tylko z jednym i za to właściwie powinno się winić media. Człowiek zewsząd jest bombardowany seksem na wszystkie możliwe sposoby w przeróżnych kontekstach, a potem taki wypaczony "ludź" gapi się jak sroka w gnat na coś co jest jedną z najbardziej naturalnych czynności. Jak to się mówi:"głodnemu chleb na myśli"...
Bulwersujące były również głosy, że kobieta "bezwstydnie wywala cyca". Czy ludzie naprawdę myślą, że kobieta w tym momencie myśli tylko o tym, żeby poświecić biustem przed całym światem??? To jest po prostu niedorzeczne. Mi samej zdarzało się karmić poza domem i nie powiem, żeby to było dla mnie mega komfortowe, ale jedyne co miałam wtedy na względzie to nakarmienie mojego głodnego dziecka. I w tym momencie nie obchodziło mnie to, co ktoś sobie o mnie pomyśli.
Wypowiadając się w tej kwestii chciałam dodać, że nie jestem zwolennikiem "wywalania piersi" ot tak. Również uważam, że powinno się karmić raczej w ustronnym miejscu niż w tlumie ludzi. Do tego pierś lepiej jakoś osłonić. Uważam tak jednak nie dlatego, że jest w tym coś gorszącego, ale lepiej nie narażać się na rozmaite głupie zachowania osób, które ten widok w oczy kole.

A tak zmieniając temat, chciałam się pochwalić postępami mojego małego królewicza. A więc w ciągu ostatniego tygodnia zrobił ogromny postęp jeśli chodzi o chwytanie. Teraz intensywnie "ćwiczy karate" próbując złapać wiszące nad nim zabawki i niekiedy bardzo go denerwuje, jak którąś złapie, a nie może umieścić w buzi :D  Tak wogóle zastanawiam się czy go przypadkiem nie swędzą dziąsełka, bo ślini się niemiłosiernie do tego stopnia, że niekiedy się zastanawiam czy właśnie ulał czy to tylko jego ślina... W ostatnim czasie stał się również straszną gadułą. Potrafi tak dyskutować po swojemu nawet 3 godziny pod warunkiem, że ma słuchacza w postaci mnie. Po raz kolejny nie mogę nadziwić się tym jak takie małe rzeczy potrafią cieszyć. I przyznam, że jego rozwojowe postępy cieszą mnie znacznie bardziej niż moje jakiekolwiek sukcesy. Taki właśnie jest urok bycia matką i z tego właśnie jestem dumna :)

sobota, 3 sierpnia 2013

Wszechświat

Dzisiaj przyglądając się mojemu małemu mężczyźnie, wzruszyłam się. Dotarło do mnie bardzo dosadnie co już dawno odbijało się echem po moim wnętrzu: w tych małych niebieskich oczkach kryje się więcej niż cały wszechświat. Nadal bardzo mnie wzrusza kiedy on się do mnie uśmiecha, wtedy nawet jego małe, niebieskie oczka się śmieją. Niekiedy tak patrzy na mnie i czeka co zrobię. Wtedy gdy a się zaczynam śmiać, on to odwzajemnia, szczerząc swoje dziąsełka. Zawsze mnie rozczulały małe dzieci, ale widok swojego małego brzdąca jest wręcz powalający.
Zanim zostałam mamą, często mi się odechciewało żyć. Miewałam naprawdę wszystkiego dosyć. To trochę tak jakby moje życie nie było wystarczająco zapełnione, nie miało określonego sensu i celu. Teraz wszystko uległo zmianie. Nawet jak miewam kryzys i uważam się za beznadziejną matkę itd. wiem, że nic mi się nie może stać i muszę być silna, bo jest ktoś, dla kogo jestem bezwarunkowo najważniejsza. Potwierdzają to właśnie te małe, pełne ufności i miłości oczka. Może i kiedyś będzie mnie miał dosyć, ale póki co, jesteśmy tylko ja i on...




















Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)