środa, 28 sierpnia 2013

Kryzys

Dzisiejszy dzień pod względem atrakcji był po prostu wybitny, a wcale się tak nie zapowiadał. Wczoraj umówiłam się z Sylwią i Filipkiem na dzisiaj na spacer. Oczywiście jak zwykle nie mogłyśmy się rozstać, bo cały czas jakiś temat był, a i chłopaki wykazali się wyjątkowym zrozumieniem i zachowywali się- właściwie cały czas spali. Ja nawet zaczynałam podejrzewać, że znów ktoś mi syna podmienił, bo nigdy tak nie sypiał. W każdym razie, byłam z tego tytułu bardzo szczęśliwa. 
Byłyśmy nawet w Pepco i kupiłyśmy po talerzyku dla naszych maluchów-w końcu trzeba się powoli przygotowywać na ten wielki moment jakim będzie rozszerzenie diety. Ja dodatkowo przyszalałam i kupiłam jeszcze kilka ubranek dla mojego Księcia. Gdy nasze spotkanie dobiegło końca, postanowiłam odwiedzić jeszcze babcię. Tam również Pysio był bardzo grzeczny i kochany - ładnie się bawił, rozmawiał i śmiał się. Po prostu uwielbiam, gdy ma taki humor.
W drodze do domu zaszłam jeszcze do sklepu - w końcu trzeba raz na jakiś czas kupić do lodówki. I tu zaskoczyłam samą siebie. Ni z tego ni z owego zapakowałam do koszyka również zupki dla Pysia. Sama nie wiem co mnie podkusiło. Jak teraz o tym wszystkim myślę to mam wrażenie, że robię podchody jak na Dziki Zachód. Nie wiem kiedy spróbujemy nowego jedzonka, bo nadal jakoś mnie to lękiem napawa, ale TEN Dzień na pewno nastąpi wkrótce :)
Jednak powrót do domu nie był już tak bajkowy. Z racji tego, że Patryś marudził dałam mu cycka i szybko się z nim uwinął. Potem to już była masakra. Jak "impreza" zaczęła się po 16 to skończyła się przed 20. W tym czasie były minutowe tylko przerwy kiedy nie płakał, a właściwie się darł. Już nie mowa o tym, żeby zasnął! Próbowałam wszystkiego-bujałam i woziłam na bujaczku, przystawiałam znów do piersi, nosiłam na wszystkie znane mi sposoby, podawałam po kolei zabawki, masowałam dziąsełka... To wszystko przynosiło tylko chwilowe rezultaty. Poza tym za każdym razem, gdy próbowałam go odłożyć, miała miejsce jeszcze większa furia. Od tego ciągłego płaczu tak się zapowietrzał, ze co chwila ulewał. Przed 20 jak go zaczęłam nosić "na samolocik", w końcu zaczął się uspokajać. Chwilę potem wrócił Marcin i uszykował mu kąpiel. Gdy go wtedy rozbierałam był już jak inne dziecko-zadowolony z życia i pogodny. Po kąpieli szybko zjadł i jeszcze prędzej zasnął. 
Marcin oczywiście stanął na wysokości zadania, bo bardzo mi pomógł. Widząc w jakim byłam już stanie, skoczył dla mnie po Karmi i uszykował wspaniałą pachnącą kąpiel. To było bardzo miłe z jego strony. Już mi nieco lepiej po tych popołudniowych przebojach, jednak nadal się zastanawiam co było tego przyczyną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)