środa, 7 sierpnia 2013

Kiedy płyną łzy...

Jak właściwie każda matka, nie cierpię kiedy moje małe szczęście płacze. Kiedy coś takiemu maleństwu się dzieje to aż serce się kraje i łzy same się do oczu cisną. Dzisiejszy dzień niestety należy do tych gorszych za sprawą szczepień, na których dzisiaj byliśmy. Rano Pysiek miał humor miał świetny. Śmiał się i dyskutował-aż miło było popatrzeć. W tej nieszczęsnej wyprawie towarzyszył nam M. Dobrze, niech i ojciec się trochę poudziela ;) W drodze do przychodni malutek najpierw się trochę pobawił a potem zasnął. W przychodni był bardzo grzeczny-obserwował co się dookoła działo, bardzo interesowały go małe dzieciaczki. Coś czuję że mi mały, towarzyski osobnik rośnie :))) Jako że oczekiwanie trochę trwało, zaczął się nieco niecierpliwić, więc sobie troszkę pocyckowaliśmy. Tak więc do zabiegowego weszliśmy w świetnym humorze-mały zaczął zagadywać i śmiać się do pielęgniarki i lekarki, aż i one zaczęły zacieszać do niego. Przy pierwszym wkłuciu zapłakał tylko trochę, jednak przy kolejnych dwóch to już była masakra. Miałam ochotę chwycić go i jak najszybciej stamtąd uciec. Tak mi go było żal. Na pocieszenie po całym zabiegu dostał drugiego cycka i jazda.  W drodze bardzo szybko zasnął, w sumie tak jak ostatnio. Tak więc nawet zrobiliśmy nieco zakupów, bo w lodówce to już się pingwin ślizgał. Przy okazji kupiłam u nową grzechotkę, bo taki był dzielny oraz nakładkę i żel do masowania dziąsełek. W domu się trochę pokręciliśmy aż w końcu całą trójką poszliśmy spać. Niestety tak po 14 zaczął się cyrk. Mały nas obudził takim płaczem, że aż i mi się płakać chciało. Właściwie nic nie pomagało: cyca nie chciał wcale, w bujaczku sztywniał, a na rękach nie wiele lepiej. Jak go przewijałam, widziałam jak łezki lecą ciurkiem z tych małych kochanych oczek. Po godzinie udało mi się podłączyć go do jedzenia, ale nadal marudził. Zdrzemnął się nawet nieco w bujaczku, ale zauważyłam że nadal mu coś spać nie daje. Jako że stwierdziłam, że temperatura mu rośnie,podałam czopka jak już miał prawie 38 stopni. Jako się okazało, bardzo szybko mu to pomogło i samopoczucie uległo poprawie. Teraz jest znowu marudny, ale to już z powodu zbliżającej się pory kąpieli :)
W tym wszystkim jedno co było fajne to patrzenie jak M. jako dumny tatuś prowadzi wózek z własnym synem. W przychodni też go trzymał na rękach i go zabawiał. A w zabiegowym  też starał się w czymkolwiek pomagać. Pomocny był zwłaszcza w domu jak nadszedł kryzys. Niby to taka błaha rzecz, a jednak tak wiele znaczy. W końcu nie ja sama jestem światem dla naszego maluszka :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)