niedziela, 22 września 2013

Żarłoczek

Od wczoraj mojego małego Księcia coś opętało. Zaczął zupkowe specjały wcinać z takim zapałem, że nadal jestem w szoku. Wydaje mi się, że to efekt tego, że wczoraj pierwszy raz dodałam trochę kaszki z glutenem. Po prostu tak mu zasmakowało, że już nie ma oporów, żeby otwierać buziolka przed łyżeczką. Jednak teraz wieczorem nastąpił punkt kulminacyjny w tej kwestii. Uszykowałam mu 150 ml kaszki o smaku jabłuszka i wszamał wszystko! Tak się rozpędził, że nie nadążałam wiosłować łyżeczką, bo się zaraz niecierpliwił i denerwował. Do tego jeszcze cycochem poprawił i teraz sobie ślicznie śpi. Ciekawa jestem czy taka kolacja w nowym wydaniu będzie miała jakiś wpływ na jego nocne spanie. Nie to, że narzekam na jego nocki do tej pory- jak się dobrze trafi to i 9h mam spokój :)
W środę byliśmy na szczepieniu i okazalo się że mój Książę waży już 8,300 kg. Trochę ciałka do kochania mam-nie ma co ;) Na szczęście samo szczepienie zniósł nad podziw dobrze. Płakał dopiero przy drugim wkłuciu z trzech, ale bardzo szybko się uspokoił. W domu cały dzien zachowywał się normalnie i żadnych skutków ubocznych nie miał. Marudny nie był bardziej niż zwykle, temperatura nie podniosła ani trochę tak jak to było przy ostatnich dwóch szczepieniach. Tak się tego bałam, a jednak wyszło dobrze
Tak wogóle wczorajsza noc do fajnych nie należała. Dziubek obudził się po 4 i dopiero przed 6 mogłam się znów położyć. Wszystko może poszłoby gładko, gdyby nie to, że mały odczepił się od cycucha i dopadła go rozkminka. Tak się zaczął zastanawiać nad sensem życia i radość go ogarniała, że nie w głowie mu było jedzenie. Jak się bardzo szybko okazało, uruchomił po prostu pieluchową produkcję. Ale jaką! Tak po cichaczu nawalił, że nawet Pampers nie dał rady. Efektem tego on pływał, a ja również byłam uświniona. Tak więc chcąc nie chcąc trzeba było obudzić Marcina do pomocy i akcja sprzątanie świata :D
Jeśli chodzi ogólnie o weekend- również nie był fajny i co gorsza wiedziałam, że taki będzie już w momencie kiedy się zaczynał czyli w piątek. Przyjechała do nas teściowa. Problem polega na tym, że pod wieloma względami, a właściwie zdecydowaną większością, ona ma zupełnie odmienne zdanie od mojego. Tak więc ona mówi swoje, a ja upieram się przy swoim, co ona odbiera jako efekt mojego kłótliwego usposobienia. Ale z mojej strony nie o to w tym chodzi-po prostu już dawno temu postanowiłam sobie, że nie dam sobie wejść na głowę i będę konsekwentnie egzekwować swoje racje i to co mi się należy. Tak więc miało miejsce kilka spięć na tle mojej opieki nad Patryniem a ja oczywiście dłużna nie pozostawałam. Co jak co, ale szczególnie nie pozwolę, żeby ktoś mi się wpieprzał w wychowanie mojego własnego syna. Poza tym uciełyśmy sobie szczerą pogadankę, co miałam nadzieję załatwi sprawę jej ciągłego wtrącania się-chociaż na jakiś czas. Poprostu poinformowałam ją, że jej gadanie i zachowanie odbieram jako ofensywę w stosunku do mojej osoby i bardzo mi to nie odpowiada. Powiedziała, że nie o to jej chodzi, że po prostu chce dobrze. Niestety na rozmowie się skończyło. Po południu doszła do wniosku, że jedna z desek do krojenia jej nie pasuje, więc ją wyrzuci. Jako, że ja nie wyraziłam na to zgody zrobiła to w "konspiracji" i do tego była z siebie wielce zadowolona. Jej argumentem było to, że deska jest jej. Niech sobie wsadzi ją gdzieś skoro tak uważa, ale niech nie próbuje na siłę kogoś uszczęśliwiać i się we wszystko wpieprzać. Gdy rozmawiałam z Marcinem przez telefon powiedziałam mu, że z tą kobietą nie mam zamiaru więcej gadać, bo tak się nie robi, że się przyjeżdża i wchodzi z buciorami komuś w życie i takie tam. Nawet nie próbowałam ściszać głosu i prawie jestem pewna, że wszystko słyszała. No i bardzo dobrze, bo ja już mam wszystkiego dosyć. W końcu ile to można?! I tym oto sposobem mam od wczoraj spokój, dzisiaj również wielkie milczenie owiec. Ja poczekam, aż mnie przeprosi i obieca jakąkolwiek zmianę. Inaczej nie przewiduję pozytywnych kontaktów, bo tak się żyć po prostu nie da. Ja nie jestem szarą myszką, która siądzie cicho w kącie i będzie przyklaskiwać na każde jej słowo. Jeśli jej to nie pasuje, trudno-lubić się nie musimy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)