sobota, 11 stycznia 2014

Chorowitek

No i stało się. Patryś się przeziębił. Tym razem mam wyrzuty sumienia, że to moja wina, bo za słabo go dopilnowałam. Może za cienko go ubierałam, może częste siedzenie przy drzwiach balkonowych mu zaszkodziło, sama do końca nie wiem... Tak czy inaczej mam poczucie, że to przeze mnie. Do tej pory cieszyłam się, że dziecko mi się zdrowo chowa, bo do tej pory przeziębienie dopadło go tylko raz w okolicy września i skończyło się tylko na katarku, a tu taki klops. No nic. Trzeba wziąć się w garść i zamiast wkurzać się i użalać nad sobą trzeba zacząć działać. Dzisiejszy wieczór mogę spokojnie uznać jako pogrom mojej osoby. Zasnął przed 23, tak więc usypianie trwało prawie 3 godziny. Przez ostatnią godzinę praktycznie cały czas beczał. Nie pomagało zupełnie nic-ani cycowanie ani bujanie w łóżeczku ani zostawienie aż sobie popłacze. W końcu wzięłam go na ręce i przestał płakać. Dopiero na cycu (już nawet nie wiem które podejście) padł. Już byłam tym tak wkurzona, że zostawiłam go w łóżeczku i wyszłam wyrzucić śmieci, żeby się chociaż trochę wyciszyć i przez moment  go nie słyszeć. A już naprawdę miałam chęć się na niego wydrzeć i nim potrząsnąć, ale wiem że nie tędy droga Ale czego ja się spodziewałam skoro wciągu dnia łącznie przespał ok. 5 godzin....Gdyby nie to że jestem psychicznie zupełnie rozwalona to może aż tak by mnie to nie ruszało. W końcu to nie pierwszy już raz kiedy nie chciał wieczorem zasnąć. M. zaraz wróci a ja już nawet nie mam ochoty widzieć go ani wogóle nikogo. Oby jutrzejszy dzień był lepszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)