wtorek, 9 lipca 2013

W Nibylandii...

W życiu bym nie pomyślała, że dzieciaczkowy świat pochłonie mnie do tego stopnia i okaże się tak fascynujący. Właściwie moja obecna egzystencja sprowadza się do karmienia i zmieniania pieluch na zmianę plus codzienne spacerki z rana. Choć to wydaje się strasznie monotonne, ma również swój urok. Na przykład każdego ranka budzimy się razem i patrzymy sobie w oczy. I chyba nigdy nie znudzi mi się ten moment kiedy on się śmieję tą swoją bezzębną buźką i macha rączkami. Właściwie codziennie czekam na ten magiczny moment. To nic że chwilę później ma miejsce megakrzyk i trzeba biegiem wstawać aby zrobić porządek z pieluchą :)
Wczoraj byliśmy znów na spacerze w parku. Doszłam do wniosku że jest to mega klimatyczne miejsce, do którego będziemy chodzić jak najczęściej. Dokoła dużo sosen dających cień, więc nie trzeba walczyć o "dobrą" ławkę bo jest ich pod dostatkiem. Plac zabaw jest ogrodzony co według mnie również jest sporym plusem, ale póki co to mnie jeszcze nie dotyczy. Na razie mogę jedynie obserwować jak inni bawią się ze swoimi pociechami, chociaż wiem, że niedługo i ja się doczekam. Tak w ogóle rzuca się w oczy bardzo duża ilość osób z wózkami. Gdy tak siedziałam  sobie na ławce w przerwie między jednym marudzeniem mojego malucha a drugim, dotarło do mnie, że w tym wszystkim jest pewnego rodzaju magia. To tak jakbym dotarła  do nieznanego wcześniej świata. Przecież wiele razy byłam na placach zabaw lub przechodziłam obok nich, ale wcześniej to był po prostu jakiś obiekt. Teraz, odkąd jestem mamą, takie miejsca nabrały dla mnie życia. Z resztą jakby nie było prędzej czy później stanę się ich aktywnym użytkownikiem.

Mój maluch niekiedy mnie naprawdę zaskakuje. Każdego dnia uświadamiam sobie jak wiele wymaga ode mnie kreatywności w  zgadywaniu o co mu może chodzić. Ostatnio mały artysta pogniewał się na butelkę i nie chciał pić ani mleka ani wody. Rozwiązanie okazało się być wręcz idiotyczne: mały doszedł do wniosku, że znacznie lepiej mu jeść bardziej siedząco niż leżąco, a butelka musi być pod odpowiednim kątem. Do tej pory miałam również problem z jego ssaniem smoka. Jakoś mu to nie odpowiadało do tego stopnia, że postanowił trenować strzał w dal. I ile razy bym nie próbowała skutecznie umieścić smoka, on nim tylko strzelał. Tu również znalazł się sposób: wystarczyło kupić smoczka o innym kształcie i większego.  Tak więc powoli coraz częściej udaje mi się zorganizować jakąś wolną chwilę wsadzając na przykład małego do bujaczka, włączając z telefonu odkurzacz lub suszarkę i jeżdżąc  tak po całym pokoju. Przy okazji mam takie małe fitness :)

1 komentarz:

  1. Mój dziś zaczął marudzić i się odkopywać. Sięgnęłam po skarpetki, których nie cierpiał, jak się urodził i nie używaliśmy ich, założyłam, nie przesadzając - minęło może z 15 sek i dziecko zasnęło (skarpetki były czyste ;) ). Nie wiem, skąd mi przyszły do głowy te skarpetki, ale efekt zaskakujący.
    Dziś przyjdzie leżaczek z wibracjami, oby Wojtek go polubił :D
    Agulek

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)