Temat tego posta krążył mi po głowie już od wielu miesięcy. Właściwie nad tym tematem zaczęłam się zastanawiać już w momencie kiedy zostałam mamą. Fajnie było objąć tą zaszczytną rolę rodzicielki nowego człowieka, ale mniej fajna była myśl, że któregoś pięknego dnia będę musiała go opuścić i oddać Go komuś pod opiekę.
Ciągle o tym myślałam. A im bliżej było do końca mojego urlopu macierzyńskiego tym myślenie przybierało na sile. Starałam się rozważyć wszystkie dostępne opcje, a kilka ich było. Oczywiście opcja babci i dziadków, ale o tym pisałam już we wcześniejszym poście. Dodatkowo tylko powiem, że moja mama pracuje i nie chciałam jej dodatkowo obarczać małym człowieczkiem, a moja babcia w moim mniemaniu może nie być do końca zdolna do opieki nad coraz bardziej mobilnym dzieckiem. Wiadomo, lata robią swoje a człowiek z czasem niestety nie młodnieje... Myślałam również nad tym, żeby zostać z nim co najmniej do wieku przedszkolnego, jednak to też ciężka kwestia do przemyślenia była.
Zaczerpnęłam również opinii na kilku grupach na Facebooku i kwestia żłobka okazała się być bardzo kontrowersyjna. Było wiele mam, które podzielały moją sytuację i pogląd. Jednak wiele osób uważało zdecydowanie, że matka powinna zostać z dzieckiem jak najdłużej bez względu na wszystko. Przykro mi bardzo, ale do gara nikt mi za darmo nie nakładzie. Oczywiste jest, że bardzo chętnie bym została z moim maluchem nawet do 18-stki, ale tak niestety się nie da. Pomijając kwestie finansowe, chciałabym nadal pozostać kobietą i człowiekiem ponad byciem kurą domową na pełen etat. Naprawdę mi brakuje czasu, kiedy byłam z moim Patrysiem cały czas, ale również wiem, że musiałam postąpić tak a nie inaczej w trosce o niego i o samą siebie. Tak sobie myślę niekiedy co mi z życia pozostanie, kiedy on dorośnie, ja ciągle w domu będę liczyć tylko na jego obecność? Tym bardziej odczuję stratę, żal i ból kiedy postanowi się ode mnie odciąć. A ten dzień napewno kiedyś nadejdzie. Wiem, że to bardzo odległe plany, ale ja naprawdę starałam się podejść do tematu na wielu przestrzeniach.
Zanim poszliśmy do żłobka, chodziliśmy przez jakiś czas na zajęcia grupy zabawowej raz w tygodniu. To mnie utwierdziło, że on się nadaje do obcowania z innymi. Z dziećmi nie miał oporów żeby się bawić. Zawsze chętnie do nich podchodził. Nowa pani też nie stanowiła problemu. Byłam z niego strasznie dumna jak sobie dawał radę. Więc tym bardziej utwierdziłam się, że żłobek nie jest najgorszym pomysłem.
Ja dalej intensywnie o tym myślałam i każdego dnia miałam inny plan i inne emocje. Z tego względu nie mogłam w nocy normalnie spać. Z jednej strony szukanie nowej pracy, a z drugiej strony opracowanie planu co zrobić, z moim księciem. Po wielu dyskusjach razem z M. podjęliśmy decyzję o żłobku.
Pierwszego dnia miałam do pracy na godz 14.00 więc poszłam z nim do żłobka z samego rana i posiedziałam z nim kilka godzin/Na początku byłam mega przerażona i ciężko mi było uwierzyć własnym oczom, gdy patrzyłam na niego w grupie innych małych dzieci. Wydawał mi się taki mały, zagubiony i bezbronny. Jednak szybko zauważyłam, że nowe otoczenie nie jest dla niego problemem. Tak się zaaferował nowymi zabawkami i dziećmi, że zapomniał o mojej obecności. Tak więc po kilku godzinach zostawiłam go tam nadal przerażona. Ja w pracy siedziałam jak na szpilkach, patrząc ciągle na telefon czy przypadkiem do mnie nie dzwonią, że coś się dzieje. Jednak nie. Nawet dzwoniłam sama, żeby się uspokoić, ale podobno był tak grzeczny, że panie się dziwiły że pierwszego dnia tak sobie daje radę.
Ochłonięcie z pierwszego szoku zajęło mi ok. tygodnia. Niestety w tym czasie zachorowaliśmy razem i oboje siedzieliśmy w domu. W tym czasie zmieniłam pracę i właściwie na razie nie żałuję tego wyboru.
Teraz znów Patrynio jest chory i po wczorajszej wizycie okazuje się, że ma zapalenie oskrzeli i mega katar. Na szczęście antybiotyki zaczynają działać bo już widać sporą różnicę od wczoraj. Oby szybko to ustąpiło, bo w porównaniu z zębami, które właśnie mu idą, bywa momentami nieznośny strasznie.
Niekiedy mam straszne wyrzuty, że świadomie narażam własne dziecko na chorowanie i cierpienie, ale naprawdę uważam, że to najrozsądniejsze wyjście. Dodatkowo tłumaczę sobie, że jak nie teraz to w przedszkolu musielibyśmy przechodzić przez ciągłe choroby. Mam tylko nadzieję, że ta zła passa skończy się jak najszybciej....
Dodatkowo na koniec chciałabym przedstawić innym mamom listę rzeczy, na które warto zwrócić uwagę przyglądając się żłobkom:
- ilość dzieci w grupie ( im mniejsza tym lepiej-u Patrysia jest ok. 5 osób i taką liczbę uważam w granicach normy)
- ile jest opiekunek na daną grupę ( im więcej jest dzieci a pań mniej tym większe jest ryzyko, że panie się nie wyrobią)
- najlepiej jest oglądać żłobek w godzinach południowych ( wtedy jest najwięcej dzieci i obserwacja jest najbardziej miarodajna)
- rodzic powinien mieć możliwość obejrzenia wszystkich pomieszczeń, z którymi mają kontakt dzieci ( daje do myślenia gdy jest taki zakaz)
- należy się zorientować jak wygląda adaptacja w danej placówce ( u nas przewidziany jest ok tydzień kiedy mama przebywa razem z dzieckiem w towarzystwie dzieci i pani, tylko że w naszym przypadku sprawy się przyspieszyły, dodatkowo robiłam listę rzeczy kiedy ma jeść a kiedy spać, co jeść a czego nie, jak lubi zasypiać a jak się bawić)
- warto również pospacerować po korytarzu i delikatnie posłuchać jak panie zwracają się do dzieci: czy drą się ciągle czy zwracają się rozważnie jak do małych rozumnych człowieczków
- przydatne jest również zwrócenie uwagi na stan zabawek, higienę przestrzeni gdzie przebywają dzieci i stopień zabezpieczenia przed zagrożeniami
- po wysłaniu dziecka do żłobka należy obserwować jego zachowanie ( czy nie jest bardziej niespokojnie, gorzej śpi, nerwowe), może to świadczyć o tym, że coś złego się tam dzieje
Życzę wszystkim mamom, żeby podjęcie decyzji nie było takie trudne, a rozstanie z dzieckiem przeszło bardziej gładko niż się wydaje ;)