piątek, 27 czerwca 2014

Żłobkowe dziecię


Temat tego posta krążył mi po głowie już od wielu miesięcy. Właściwie nad tym tematem zaczęłam się zastanawiać już w momencie kiedy zostałam mamą. Fajnie było objąć tą zaszczytną rolę rodzicielki nowego człowieka, ale mniej fajna była myśl, że któregoś pięknego dnia będę musiała go opuścić i oddać Go komuś pod opiekę.

Ciągle o tym myślałam. A im bliżej było do końca mojego urlopu macierzyńskiego tym myślenie przybierało na sile. Starałam się rozważyć wszystkie dostępne opcje, a kilka ich było. Oczywiście opcja babci i dziadków, ale o tym pisałam już we wcześniejszym poście. Dodatkowo tylko powiem, że moja mama pracuje i nie chciałam jej dodatkowo obarczać małym człowieczkiem, a moja babcia w moim mniemaniu może nie być do końca zdolna do opieki nad coraz bardziej mobilnym dzieckiem. Wiadomo, lata robią swoje a człowiek z czasem niestety nie młodnieje... Myślałam również nad tym, żeby zostać z nim co najmniej do wieku przedszkolnego, jednak to też ciężka kwestia do przemyślenia była.
Zaczerpnęłam również opinii na kilku grupach na Facebooku i kwestia żłobka okazała się być bardzo kontrowersyjna. Było wiele mam, które podzielały moją sytuację i pogląd. Jednak wiele osób uważało zdecydowanie, że matka powinna zostać z dzieckiem jak najdłużej bez względu na wszystko. Przykro mi bardzo, ale do gara nikt mi za darmo nie nakładzie. Oczywiste jest, że bardzo chętnie bym została z moim maluchem nawet do 18-stki, ale tak niestety się nie da. Pomijając kwestie finansowe, chciałabym nadal pozostać kobietą i człowiekiem ponad byciem kurą domową na pełen etat. Naprawdę mi brakuje czasu, kiedy byłam z moim Patrysiem cały czas, ale również wiem, że musiałam postąpić tak a nie inaczej w trosce o niego i o samą siebie. Tak sobie myślę niekiedy co mi z życia pozostanie, kiedy on dorośnie, ja ciągle w domu będę liczyć tylko na jego obecność? Tym bardziej odczuję stratę, żal i ból kiedy postanowi się ode mnie odciąć. A ten dzień napewno kiedyś nadejdzie. Wiem, że to bardzo odległe plany, ale ja naprawdę starałam się podejść do tematu na wielu przestrzeniach.
Zanim poszliśmy do żłobka, chodziliśmy przez jakiś czas na zajęcia grupy zabawowej raz w tygodniu. To mnie utwierdziło, że on się nadaje do obcowania z innymi. Z dziećmi nie miał oporów żeby się bawić. Zawsze chętnie do nich podchodził. Nowa pani też nie stanowiła problemu. Byłam z niego strasznie dumna jak sobie dawał radę. Więc tym bardziej utwierdziłam się, że żłobek nie jest najgorszym pomysłem.
Ja dalej intensywnie o tym myślałam i każdego dnia miałam inny plan i inne emocje. Z tego względu nie mogłam w nocy normalnie spać. Z jednej strony szukanie nowej pracy, a z drugiej strony opracowanie planu co zrobić, z moim księciem. Po wielu dyskusjach razem z M. podjęliśmy decyzję o żłobku.
Pierwszego dnia miałam do pracy na godz 14.00 więc poszłam z nim do żłobka z samego rana i posiedziałam z nim kilka godzin/Na początku byłam mega przerażona i ciężko mi było uwierzyć własnym oczom, gdy patrzyłam na niego w grupie innych małych dzieci. Wydawał mi się taki mały, zagubiony i bezbronny. Jednak szybko zauważyłam, że nowe otoczenie nie jest dla niego problemem. Tak się zaaferował nowymi zabawkami i dziećmi, że zapomniał o mojej obecności. Tak więc po kilku godzinach zostawiłam go tam nadal przerażona. Ja w pracy siedziałam jak na szpilkach, patrząc ciągle na telefon czy przypadkiem do mnie nie dzwonią, że coś się dzieje. Jednak nie. Nawet dzwoniłam sama, żeby się uspokoić, ale podobno był tak grzeczny, że panie się dziwiły że pierwszego dnia tak sobie daje radę.
Ochłonięcie z pierwszego szoku zajęło mi ok. tygodnia. Niestety w tym czasie zachorowaliśmy razem i oboje siedzieliśmy w domu. W tym czasie zmieniłam pracę i właściwie na razie nie żałuję tego wyboru.
Teraz znów Patrynio jest chory i po wczorajszej wizycie okazuje się, że ma zapalenie oskrzeli i mega katar. Na szczęście antybiotyki zaczynają działać bo już widać sporą różnicę od wczoraj. Oby szybko to ustąpiło, bo w porównaniu z zębami, które właśnie mu idą, bywa momentami  nieznośny strasznie.
Niekiedy mam straszne wyrzuty, że świadomie narażam własne dziecko na chorowanie i cierpienie, ale naprawdę uważam, że to najrozsądniejsze wyjście. Dodatkowo tłumaczę sobie, że jak nie teraz to w przedszkolu musielibyśmy przechodzić przez ciągłe choroby. Mam tylko nadzieję, że ta zła passa skończy się jak najszybciej....


Dodatkowo na koniec chciałabym przedstawić innym mamom listę rzeczy, na które warto zwrócić uwagę przyglądając się żłobkom:

  • ilość dzieci w grupie ( im mniejsza tym lepiej-u Patrysia jest ok. 5 osób i taką liczbę uważam w granicach normy)
  • ile jest opiekunek na daną grupę ( im więcej jest dzieci a pań mniej tym większe jest ryzyko, że panie się nie wyrobią)
  • najlepiej jest oglądać żłobek w godzinach południowych ( wtedy jest najwięcej dzieci i obserwacja jest najbardziej miarodajna)
  • rodzic powinien mieć możliwość obejrzenia wszystkich pomieszczeń, z którymi mają kontakt dzieci ( daje do myślenia gdy jest taki zakaz)
  • należy się zorientować jak wygląda adaptacja w danej placówce ( u nas przewidziany jest ok tydzień kiedy mama przebywa razem z dzieckiem w towarzystwie dzieci i pani, tylko że w naszym przypadku sprawy się przyspieszyły, dodatkowo robiłam listę rzeczy kiedy ma jeść a kiedy spać, co jeść a czego nie, jak lubi zasypiać a jak się bawić)
  • warto również pospacerować po korytarzu i delikatnie posłuchać jak panie zwracają się do dzieci: czy drą się ciągle czy zwracają się rozważnie jak do małych rozumnych człowieczków
  • przydatne jest również zwrócenie uwagi na stan zabawek, higienę przestrzeni gdzie przebywają dzieci i stopień zabezpieczenia przed zagrożeniami
  • po wysłaniu dziecka do żłobka należy obserwować jego zachowanie ( czy nie jest bardziej niespokojnie, gorzej śpi, nerwowe), może to świadczyć o tym, że coś złego się tam dzieje
Życzę wszystkim mamom, żeby podjęcie decyzji nie było takie trudne, a rozstanie z dzieckiem przeszło bardziej gładko niż się wydaje ;)






niedziela, 22 czerwca 2014

Mama pracująca po przerwie

Ale dawno mnie tu nie było. Aż mam wyrzuty sumienia. Jednak zbyt wiele się działo w moim życiu, bym miała natchnienie i siły do pisania. Jednak muszę przyznać, że to nie jest tak, że straciłam serce do pisania, bo myślałam o blogu cały czas. Właściwie pisanie jest dla mnie ważne odkąd zaczęłam dojrzewać. Wtedy myśli, emocje i hormony buzowały na tyle mocno, że musiałam znaleźć sposób jak to rozładować.
A więc do rzeczy. Głównym powodem dla którego zawiesiłam pisanie był mój nieszczęsny powrót do pracy. Było to dla mnie na tyle wielkim przeżyciem, że skupiałam się tylko i wyłącznie na tym. A było tego sporo. Najpierw trzeba było znaleźć cokolwiek. I tu się udało. Rozpoczęłam pracę na słuchawce dokładnie pierwszego dnia po wykorzystanym w pełni urlopie macierzyńskim. Jednak nie byłam z tego powodu szczęśliwa. Mało tego- wyłam jak dzika, nie mogąc się pogodzić z tym, że zostawię mój skarb z kimś kto nie jest mną. Najpierw próbowałam zostawiać go z moją mamą i tatą. Jednak bardzo szybko doszłam do wniosku, że jednak lepszym wyjściem będzie wysłanie go do żłobka. Wiem, że wiele osób mnie za to zlinczuje, ale naprawdę nie mogłam inaczej. Po prostu doszłam do wniosku, że tak będzie lepiej. Dlaczego? Po pierwsze nie chciałam go tułać między tyloma osobami jak miał by to miejsce bez żłobka. Wystarczająco mi było przykro gdy ja po popołudniowej zmianie kończącej się o 20.00 odbierałam go od mamy. On po pobycie najpierw w żłobku, potem u dziadków był tak padnięty że odbierałam go na dobiciu tym bardziej że do tej pory zasypiał mi raczej maksymalnie do 20.00. Poza tym w żłobku respektują zarówno pory drzemek jak i posiłków co u babć z definicji nie ma mowy. Niestety ale plan dnia był naszym jedynym ratunkiem i jest to dla mnie sprawa ważna ponad wszystko.
Jak do tej pory udało mi się zmienić pracę. Choć pracuję za te same pieniądze to inne czynniki okazały się być decydujące. Po pierwsze lokalizacja.. Nie muszę jeździć po miejsce tu i tam żeby zawieźć małego, pojechać do pracy, go odebrać i dopiero wrócić do domu. Moja obecna praca mieści się 5 min. na piechotę od żłobka. Tak więc teraz zawożę go do żłobka a potem idę sobie do pracy. Potem taka sama kolejność po pracy. Poza tym mam możliwość pracy tylko na rano. Tak więc godzina 14.00 i jestem wolna. A tym samym mam czas dla mojego księcia. Tak jak już pisałam ale zmiany popołudniowe łamały mi serce gdy widziałam jak wyczerpany jest Patrysio. Teraz tego nie ma. Mamy stały plan który nie podlega dyskusji.
Jednak pobyt w żłobku nie jest tak kolorowy jak się wydaje bo choć jesteśmy tam od 13 maja to właśnie zaliczamy 2 katar. Wcześniejszy trwał tak jak inne do tej pory 2tygodnie. W między czasie zaliczyliśmy mega wymioty, które na szczęście opanowaliśmy bez interwencji szpitalnej.  Mam nadzieję, że w końcu to się ustabilizuje.
Jeśli chodzi o Patrynia to muszę przyznać, że poczynił znaczne postępy. Do tej pory mi się marzyło żeby zaczął chodzić przed 1 urodzinami. Choć  w tym temacie zaczęło się dziać właśnie przed urodzinami, to dopiero teraz, gdy skończyl 13 miesięcy to rozchodził się na dobre. Teraz już mało co raczkuje tylko szaleje na tych swoich kochanych nóżkach. Któregoś dnia nawet Wam pokażę jak to wygląda :) Dodatkowo pochwalę się, że mamy kolejnego zęba. Tak więc na dzień dzisiejszy mamy 9 sztuk plus co najmniej 3 w drodze :D
W kolejnych postach mam zamiar nawiązać do pewnych kwestii, które dziś poruszyłam i je rozwinąć. Więc mam nadzieje że jeszcze komuś będzie chciało się to czytać :)))
Bardzo mi miło że odwiedziłeś/aś mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ;)